niedziela, 11 maja 2014

Kończy sie era plecaczka.

Czas upływa... nieubłaganie. Zosia częściej przegląda się w lustrze. Z bliska, z boku, z profilu, od pleców, z daleka, z grzywką, bez grzywki, zaczesana odczesana, rozwichrzona, ulizana, z pianką, bez pianki, z kolonią ,bez żelu, z żelem, na bok na dół, na prosto - no nie: cierpliwości matczyna nie miej granic, bo to naprawdę nic!
Przyszła kolej na krytykę instytucji naszego wiernego plecaczka. Skromny, dżinsowy jeden mocno sprany, drugi nowszy, przeszły z nami wiele.

No i się zaczęło, niby nic a jednak coś: że za ciasny, że za ciemny, że sie poci, że uciska, że niewygodny,że odstaje,że sie nie da zapiąć,że się czepiają rzepy ubrania,że się nie da przyciągnąć, bo ściska, teraz odstaje i zwisa, teraz odciska, że czerwone pod a przede wszystkim sfrustrowana mina nad nim!
Bo zrobiło się ciepło, obcisłe bluzeczki mają dekolty, dziewczyny z klasy chodzą w koszulkach bez rekawów, a u nas widać ramiączka plecaczka i wypukłość na bluzce psuje figurę i przede wszystkim samopoczucie.
Fin!!!
Siadaj, szukaj, wybierz, próbuj przepiąć najpierw do pokrowca skórzanego i do paska i kupujemy saszetkę jedną pod a drugą na bluzkę. Na szczęście jest pomponierka.pl.

i duży zapas dystansu

na razie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz