poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Tysiąc sto dni, 24/7

No i dopadła mnie rocznicowa melancholia, delikatnie nazywając tak ostatni dołek a raczej dół.
Bo w okolicy 16 sierpnia  - w dniu diagnozy Zosi- napływają chcąc, nie chcąc myśli przeróżne. Nie można zasnąć, nie da się spać,czytać, skupić, pracować, rozmawiać spójnie z  innymi; na próżno szukam sobie miejsca aby się po prostu zaszyć i aby nikt nie pytał co mi jest.
Jedyne wyjście to włączyć tryb pilota automatycznego i przeżyć  te kilka dni nie patrząc na kalendarz, albo głęboko schować wszelkie myśli o "rocznicy". Próbujesz. Postanawiasz. Racjonalizujesz. Nie chcesz żałować.Ale się nie da. Te myśli są lepkie.
Do tej pory czytałam tylko o "D-day", dniu diagnozy, lekko uśmiechając się - no bo niby co tu świętować??? -  i nie doceniałam jego znaczenia dla rodzica.
 Dzień klęski, dzień kiedy wszystko się zawaliło i powstała nowa rzeczywistość i kiedy  pojawił się ten  wielki strach o własne dziecko, o każdą następną godzinę.

Dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz